+4
Sandra Słomka 7 stycznia 2017 15:10
Naszym kolejnym celem były wyspy Banyak – archipelag 99 koralowych wysp, w większości bezludnych. Dojazd do Singkil, miasta portowego, z którego codziennie można dotrzeć na wysepki okazał się bardziej skomplikowany niż myśleliśmy, a 3 przesiadki spowodowały, że dotarliśmy do niego późnym wieczorem. W samym mieście nie ma zbyt wielu opcji noclegowych, a i te co były w większości były już zajęte przez miejscowych, wojsko i wycieczki szkolne. W końcu jednak znaleźliśmy hotel, który za zbyt wygórowaną cenę postanowił nas przenocować. Plusem był pierwszy od półtorej miesiąca nocleg z klimatyzacją!

O poranku wstawiliśmy się w poracie szczęśliwi, że w końcu dotrzemy do celu. Nic bardziej mylnego! Nikt, absolutnie nikt, nie wiedział co my tu robimy i czego chcemy. Na nic zdały się tłumaczenia, wymawianie nazwy wysp na tysiąc sposobów, pokazywanie mapy. Miejscowi pierrwszy raz słyszeli o wyspach Banyak.
Była 6 rano, a my już zdążyliśmy zostać wyprowadzeni z równowagi.
Szybko jednak obok przystani dostrzegliśmy niewielką, drewnianą łódź, pełną ludzi, więc bez skrupułów się do niej wpakowaliśmy. Nie minęła chwila i zagadał do nas jeden z chłopaków. Okazało się, że na podbój wysp ruszamy z grupą studentów rolnictwa. Gdy po godzinie statek ruszył rozpoczęły się śpiewy, gra na gitarze, zdjęcia, jeszcze więcej zdjęć i rozmowy. W tej prawie 20 osobowej grupie, tylko ten jeden student potrafił mówić po angielsku, ale wcale nam to nie przeszkadzało w komunikacji.





Naszym celem była wyspa Bangkaru, jednak po krótkiej rozmowie stwierdziliśmy, że Palambak (wyspa, na którą zmierzali studenci) także brzmi nieźle. Dotarliśmy po 5 godzinach, a naszym oczom zamiast brudnego portu ukazał się mały pomost.
Złoty kolor piasku, turkusowy odcień wody, zielone palmy i tylko 6 drewnianych domków… byliśmy w raju!


Rozstaliśmy się z grupką studentów, którzy rozbijali swoje namioty po drugiej stronie plaży i szybko udaliśmy się w stronę bungalowów. Idąc boso przez plażę, zastanawialiśmy się czy znajdą się dla nas jeszcze miejsca czy będziemy musieli spędzić noc na zewnątrz. Gdy w końcu dotarliśmy, wesoła rodzinka powitała nas gorąco oznajmiając, że ma wolne domki. Gdy tylko dostaliśmy klucze, rzuciliśmy rzeczy, wskoczyliśmy w stroje kąpielowe i pobiegliśmy do oceanu, znajdującego się dokładnie 50 metrów od wyjścia z naszego bungalowu.

Czas na wyspie mijał nam leniwie… Jeszcze przed śniadaniem kąpaliśmy się w Oceanie Indyjskim.













Śniadanie jedliśmy na werandzie z widokiem na plażę.









W południe pływaliśmy na pobliskiej, niewielkiej rafie pomiędzy skaczącymi rybami.













W ciągu dnia spacerowaliśmy wokół wyspy.



















O zachodzie słońca podziwialiśmy wszystkie odcienie złota, żółci i czerwieni.











A nocą zasypialiśmy przy odgłosach małp i egzotycznych ptaków.

Palambak był miejscem, w którym mogliśmy zregenerować siły po Nepalu i trekkingu wokół Annapurny, miejscem naszych wakacji od wakacji, miejscem gdzie mogliśmy nic nie robić, a jednocześnie świetnie się przy tym bawić, miejscem , w którym zakochaliśmy się do szaleństwa i do którego na pewno jeszcze wrócimy!

______________________

Palambak odwiedziliśmy podczas trwania naszej podróży poślubnej dookoła świata: Tajlandia - Malezja - Singapur - Nepal - Indonezja - Borneo - Filipiny - Indie - Australia - Fidżi - Meksyk - Gwatemala - Salwador - Nikaragua.
O naszych podróżach możecie poczytać na blogu: www.swiatwedlugrostkow.pl

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

jollka 8 stycznia 2017 14:58 Odpowiedz
Fajne miejsce, rzadko odwiedzane :) Lubię takie odludne miejsca.Też mi się marzą te bezludne wysepki przy Sumatrze.